Todd Anderson to uczeń renomowanej Akademii Weltona. Rządzą tam cztery główne zasady: tradycja, honor, dyscyplina i doskonałość. Prowadzona żelazną ręką dyrektora, ta placówka to prawdziwy obóz przetrwania dla tych chłopców, którzy się tam uczą. Kiedy jednak zjawia się nowy nauczyciel angielskiego, John Keating. Okazuje się on być niemalże wybawieniem dla uczniów: sam bowiem jest absolwentem i wie doskonale, przez co przechodzą ci młodzi ludzie tutaj. Jednak nie tylko to zjednuje mu uczniów. On sam jest nie tylko postacią bardzo interesującą, wręcz ekscentryczną, lecz także bardzo otwartą na ludzi, potrafi dobrze dogadać się z tymi chłopakami. Dzięki temu zaskarbia sobie ich przyjaźń i może pokazać im świat z zupełnie innej perspektywy, niż ta, którą wpaja im szkoła. Jednak nie główny bohater i też nie nauczyciel skupiają na sobie największą uwagę. Bo tak w gruncie rzeczy jest o książka i o tytułowym Stowarzyszeniu Umarłych Poetów, lecz także, i może przede wszystkim, o marzeniu Neila Perry’ego o tym, by zostać wielkim aktorem. Nie wszystko jednak w życiu staje się takie, jakim chcemy aby się stało…
Jak już wspomniałam na początku, jest to książka, kolejna już, którą umieszczam na swojej liście książek, które warto przeczytać przed śmiercią. To opowieść, która zmienia nasze postrzeganie świata. Jest także przestrogą dla tych, którzy próbują na siłę uszczęśliwiać kogoś (czy raczej siebie samych) poprzez kierowanie jego życiem. Despotyczni rodzice, którzy próbują spełniać swoje marzenia kosztem dzieci, to najgorsze co może być. Tym bardziej, jeśli to dziecko jest już niemal dorosłe. Tragiczne dość zakończenie tej opowieści jest tu jak najbardziej na miejscu. „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” ma Wami wstrząsnąć. I zapewniam, że dokładnie tak właśnie będzie.
Polecam, bo na prawdę warto. A zakupić można tutaj